środa, 27 kwietnia 2011

będziesz mieć od tego uszkodzenia, dziury duże, nowe wnętrza






Szanowni Państwo
Polecamy najnowszą płytę zespołu NIWEA. Polecamy ją Państwu bo tak to nic nie ma.

Do odsłuchania tutaj

niedziela, 17 kwietnia 2011

Załącznik do Katastrofy Żmijewskiego



Dyskusja po projekcji Katastrofy w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Długie ale dobrze się ogląda.


sobota, 9 kwietnia 2011

Katastrofa Artura Żmijewskiego








Obejrzeliśmy Katastrofę Żmijewskiego. Nie w TVP2, a w środowy wieczór w Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu. Pokaz był zorganizowany przez toruński klub Krytyki Politycznej, a gościem była Agnieszka Wiśniewska z tejże Krytyki.

Nie unikniemy porównań do Krzyża Stankiewicz. Nie jest to chyba problem, bo podczas środowej projekcji pani Wiśniewska mówiła, że Katastrofa była podjęciem rękawicy rzuconej poprzez film Solidarni 2010. Wobec Solidarnych formułowano zarzuty stronniczości, na co twórcy i sympatycy odpowiadali: „to sami zróbcie film i pokażcie jak według was było naprawdę”. Żmijewski pokazał.

Na początku, tuż po tragedii, jest jeszcze normalnie. Pod Pałacem Namiestnikowskim tłumy ludzi, przynoszą znicze, kwiaty itp. Przede wszystkim śpiewają pieśni religijne i modlą się. Film wypełniony jest długimi statycznymi ujęciami modlących się lub śpiewających.

Przywożone są trumny. Żmijewski zaczyna rozmawiać z ludźmi. Wszyscy są raczej spokojni, może chcą podtrzymać ten nastrój powagi, szacunku i wspólnego przeżywania jaki wtedy jeszcze panował i o którym trąbiły wszystkie media (że ta tragedia zmieni język wypowiedzi publicznych itp.). Wielu rozmówców mówi o zamachu, ale nie wszyscy. Niektórzy po prostu wspominają prezydenta albo wyrażają żal. Niektórzy dystansują się od teorii spiskowych. Jeden pan mówi, że przecież nikt rozsądny nie będzie wymyślał jakichś niestworzonych historii. Jest to odpowiedź na wcześniejsze słowa człowieka stojącego obok, który mówił o zamachu. Nie ma natomiast takich, którzy nie rozstrzygają jak było, ale nie wykluczają żadnej wersji - również zamachu - z tej prostej przyczyny, że nie ma jeszcze wtedy żadnych przesłanek do wykluczenia którejś wersji.

Im dalej w filmie od 10 kwietnia, zwłaszcza po pochówku na Wawelu, tym przekaz staje się prostszy. Kiedy ciężar przenosi się z samej katastrofy na problem krzyża, jest już „z górki“. W filmie widzimy już tylko dwa rodzaje postaci. Pierwsi to zwolennicy krzyża. Ich zachowania odznaczają się: histerycznością, podkreślaniem religijności swojej i Polski jako takiej, propagowaniem teorii o zamachu. Innych „obrońców“ Żmijewski nie spotkał. Występują zarówno w tłumie skandującym „ge-sta-po!“, jak i indywidualnie. Drugi rodzaj to ludzie domagający się przeniesienia krzyża. Wszyscy zachowują się i mówią spokojnie, domagając się rozdziału kościoła i państwa. Występują wyłącznie indywidualnie (w jednym przypadku są to dwaj mężczyźni).

Tu odnieśmy się do filmu Stankiewicz. W Krzyżu są wszyscy. Staruszkowie mówiący o ruskim zamachu. Są rozsądni ludzie (dwóch lekarzy) „tylko” domagający się odpowiedzi na ważne pytania dotyczące np. odpowiedzialności za organizację lotu albo dyskutujący o równości szans (np. o dzieciach byłych funkcjonariuszy i beneficjentów PRL, którzy dziś, w wolnej Polsce, nadal mają lepszy „start” niż ich koledzy). Jest palikotowa swołocz, ale i próbujący tłumaczyć swoją niechęć do krzyża koniecznością rozdziału państwa i religii.

Jeśli można zarzucać Stankiewicz manipulację, to tylko przez rozłożenie akcentów, widoczną sympatię dla opcji rozsądnych pytań o odpowiedzialność. Z pewnością Stankiewicz nie wyeksponowała frakcji „zamachowej”. Ustalenie jak było naprawdę jest problematyczne. Trzeba by najpierw ustalić co znaczy „naprawdę“, a potem zastanowić się czy jest w ogóle możliwe pokazanie tego w filmie. Dlatego nas interesuje przede wszystkim jaki obraz przedstawia nam twórca filmu, jakie ma intencje i jakimi środkami środkami do tego dąży.

U Żmijewskiego jest mniej opcji do wyboru. Obrońcy krzyża mogą mówić spokojnie, mogą krzyczeć. Zawsze chodzi im jednak o to samo: to był zamach, krzyż musi zostać, Polska jest katolicka. Nie-zwolennicy krzyża (niektórzy zarzekają się, że nie są przeciw krzyżowi, tylko przeciwko manipulacji nim) to już wcielona siła spokoju.

W ogóle Katastrofa jest filmem raczej spokojnym, pozbawionym emocji, zmontowanym w sposób chłodny, przynajmniej w porównaniu do Krzyża. Podobno Żmijewski został napadnięty, kiedy rozeszło się, że jest z Krytyki Politycznej (może miało to związek z tym :). Zapewne mógł więc wrzucić sceny o wiele ostrzejsze, niż te, które wrzucił.

Wróćmy do wątku rozmów z ludźmi na ulicy. Widać, że Żmijewski nie czuje się swobodnie, że nie bardzo wie o co spytać. Zadaje pytania oczywiste: jak Pan zareagował na wieść o katastrofie. Oprócz dopytywania o szczegóły spisku i zamachu, sam nie podejmuje innych wątków, często się waha. Widać, że odczuwa dystans, może obcość wobec ludzi pogrążonych w smutku a później żądających pozostawienia krzyża lub postawienia pomnika / tablicy. Nasze wrażenia potwierdziła Agnieszka Wiśniewska, która bywała w Nowym Wspaniałym Świecie wtedy, gdy Żmijewski przychodził tam z Krakowskiego Przedmieścia.

Wiśniewska rozumiała, że dystans i obcość łatwo mogą stać się zarzutem. Pośpieszyła z wyjaśnieniem, że przynajmniej Żmijewski poświęcił dużo czasu i pracy, bo chciał oddać głos tym ludziom, których zazwyczaj wszyscy mają „w dupie”. Że spędzał długie godziny cierpliwie słuchając o zamachu, że autentycznie wzruszyła go starsza pani z reklamówką z Tesco zapalająca znicz pod pałacem.

To, kto ma „tych ludzi” „w dupie” to jedna sprawa, zbyt obszerna, by ja tutaj roztrząsać. Uważamy natomiast, że tłumaczenie o oddaniu głosu „tym ludziom” to zwykła ściema. Dlaczego Żmijewski poszedł pod pałac? Nie dlatego, że chciał uczestniczyć w czymś ważnym. Nie dlatego, że chciał porozmawiać z ludźmi. Poszedł tam filmować kuriozum, które mu się objawiło. Poszedł też po to, by „podjąć rękawicę” i pokazać jak wygląda jego wersja. Kamera była jedynym powodem, dla którego tam poszedł. Nie była dodatkowym wymiarem jego kontaktu z ludźmi, ale ustanowiła sam kontakt. Bez niej nie miałby żadnego pretekstu, by się tam znaleźć.

W ten sposób jeszcze bardziej oddzielił się od „tych ludzi” i jeszcze bardziej podkreślił swoją obcość, niż gdyby go tam nie było. Można powiedzieć, że zamanifestował obojętność. To zupełnie inna postawa, niż jawna wrogość fejsbukowych palikotowców. Być może uznał, że taka wrogość jest równie płytka, jak religijny „fanatyzm” i właśnie obojętność jest najlepszym sposobem utwierdzenia swojej obcości (wyższości?) wobec „tych ludzi”. Być może zrobił to nieświadomie. W gruncie rzeczy potraktował ludzi pod krzyżem, jak fajniejszą wersję zoo.

Nie jest to coś, czego byśmy się po Żmijewskim nie spodziewali. Często mówi, że stara się obserwować z pozycji kogoś w rodzaju etnologa, czyli kogoś z założenia „obcego", wyłączonego ze wspólnoty kulturowej obserwowanych ludzi. Symptomatyczna pod tym względem jest jego praca Ogód botaniczny / zoo z 1996 r. W tamtym filmie Żmijewski z ukrycia filmuje niepełnosprawne dzieci na wycieczce w ogrodzie botanicznym i zestawia je z ujęciami zwierząt z zoo. O filmie opowiadał tak:

pomyślałem:co by było, gdybym zamiast współczucia dla (upośledzonych) dzieci utożsamił się z wstydliwie oddalanym uczuciem niechęci do cielesnej aberracji i wypełnił swoje serce obrzydzeniem? Utożsamiłem się. Posłużyły mi (one) do sprawdzenia, czy mam odwagę w wulgarny sposób zestawić (w formie obrazu filmowego) niezdolne do samodzielnego życia dzieci ze zwierzętami w ZOO. Potrafię. Potrafię to również pokazać publicznie, podpisując swoim nazwiskiem. O to zresztą chodziło – przyznać, że „zło” jest częścią mnie. Zapierając się go – zaparłbym się siebie. (...) Robiąc tę pracę, odczuwałem duży niesmak do pomysłu i do siebie. Okazało się, że to są rzeczy do przeskoczenia.

Dlaczego jest to dla nas problem? Różne mniejszości, które tak „lubi“ Żmijewski cieszą się (i słusznie) pewną kulturową ochroną przed stygmatyzacją. Nie wypada gapić się na niepełnosprawnych, nie wypada mówić jak poseł Węgrzyn, że lubi się patrzeć na lesbijki. Istnieją różne sankcje kulturowe i prawne chroniące takie osoby przed uprzedmiotowieniem, upokorzeniem. Ich skuteczność to inna sprawa. Ważny jest sam fakt, że jest to powszechnie podzielana w naszej kulturze norma. Dlatego uprzedmiotowienie w filmach Żmijewskiego jest przekroczeniem normy i jakże „śmiałym“ intelektualnie i moralnie eksperymentem.

Z obrońcami krzyża było i jest inaczej. Zostali uznani za zgorszenie, widowisko, cyrk przez przedstawicieli władzy i przez opiniotwórcze media (TVN, GW). Ich stygmatyzowanie i upokorzenie zostało usankcjonowane przez władzę. Tak też - jako widowisko - potraktował ich Żmijewski. On nie tylko ich uprzedmiotowił - to robił już wcześniej w swoich filmach. Po pierwsze, nie przekroczył żadnych norm, a tylko w jeszcze bardziej (niż jawna agresja) perwersyjny sposób wypełnił obowiązującą w jego środowisku normę. Poszedł na moralną i intelektualną łatwiznę. Po drugie, stanął po stronie władzy. Zarówno politycznej, jak i kulturowej. Widocznie przestraszył się, że „ci ludzie“ „mają tyle wspólnych pieśni“ (jak mówił w GW) i uznał, że jest zagrożoną mniejszością.

Inny ciekawy wątek to wyjaśnienie przez Wiśniewską politycznego wymiaru Katastrofy. Jest on mianowicie taki, że film ukazuje zmonopolizowanie tragedii państwowej przez rytuały czysto religijne. To pozwala kwestionować rozdział państwa i Kościoła i domagać się urzeczywistnienia tego rozdziału, co jest postulatem Żmijewskiego i KP.

Ilustracją tego - jak mówiła Wiśniewska - był fakt, że 10 kwietnia tuż po katastrofie wszystkie instytucje: sklepy, teatry, urzędy nagle zamknięto, a otwarte zostały tylko kościoły. Było to wg niej formą przymusu do uczestnictwa w religijnych uroczystościach, ponieważ po prostu nie było gdzie iść (oprócz kościoła)

Nie odmówimy sobie przyjemności zauważenia, że oto dla pani z KP w dniu największej katastrofy w powojennej historii Polski głównym problemem jest uniemożliwienie zrobienia zakupów! lub pójścia do teatru, klubu (co dzisiaj ma wymiar równie konsumpcyjny, jak zakupy. Bywa, że nawet bardziej.)

Ostatni problem z Katastrofą jest natury zupełnie nieartystycznej. Prof. Zybertowicz (obecny na pokazie w CSW) zwrócił uwagę, że film zawiera kilka kłamstw bez żadnego komentarza. Nie chodzi o opinie obraźliwe, tylko o „zwykłe” kłamstwa. Film został wyprodukowany dla Biennale Sao Paulo. Można zakładać, że będzie oglądać go wielu ludzi, którzy nie śledzą codziennie kolei smoleńskiego śledztwa tylko tacy, którzy w najlepszym wypadku wiedzą, że Polska leży w Europie. Dowiedzą się oni, że

1. Rosjanie przekopali cały teren do głębokości 1 metra, co poświadczyła polska minister Kopacz

2. Samolot 4 razy podchodził do lądowania, co mówi zwykły mieszkaniec Smoleńska. (We wspomnianej rozmowie w GW Żmijewski zachwyca się, jacy racjonalni – w porównaniu z Polakami - są ci zwykli Rosjanie nie wierzący w zamach. Są bardziej racjonalni, niż się Żmijewskiemu wydaje, bo wiedzą, że rosyjska FSB na pewno z uwagą obejrzy Katastrofę)

3. Prezydent wydał rozkaz lądowania. Widz w Sao Paulo nie dowie się, że nie znaleziono na to ani jednego dowodu.

4. Nikomu bardziej, niż Tuskowi nie zależy na wyjaśnieniu przyczyn katastrofy, co sam Tusk mówił w Sejmie. Widz w Sao Paulo nie dowie się, że premier nie ma nawet dokumentu świadczącego o tym, że świadomie zdecydował się na prowadzenie śledztwa przez Rosjan wg konwencji chicagowskiej.

Sprawia to, że Żmijewski nie tylko opowiada się po stronie władzy, ale staje się jej aktywnym propagandzistą. Jest to tym dziwniejsze, że ujęcia z sejmowych wystąpień (kłamstwa 1 i 4) właściwie niczego do filmu nie wniosły. Fabularnie ani symbolicznie nie łączyły się z niczym w reszcie filmu.

Podsumowując, sam film właściwie niczym nas nie zaskoczył. Warto jednak odnotować, że swoim dokumentem Żmijewski chyba po raz pierwszy w tak bezceremonialny sposób opowiada się po stronie władzy stricte politycznej. Jeśli wcześniej ktoś był fanem Żmijewskiego i Michela Foucaulta, od dzisiaj będzie musiał się zdecydować najwyżej na jednego z nich.



obrazek pochodzi z
http://thekrasnals-pl.blogspot.com/

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Kto nie skacze?








Z okazji zbliżającej się rocznicy katastrofy smoleńskiej zrobiliśmy filmik podsumowujący jeden z wątków związanych z wydarzeniami, które nastąpiły po katastrofie. Wykorzystaliśmy kadr z wideo Marka Wasilewskiego pt. "Opór" i fragment ścieżki dźwiękowej z filmu "Krzyż" Ewy Stankiewicz.


Polecamy uwadze Czytelników sam dokument "Krzyż". Niestety, w telewizji publicznej uznano, że film ten nie jest wystarczająco dobry i/lub nie pokazuje niczego istotnego. Widzom TVP będzie musiała wystarczyć"Katastrofa" Artura Żmijewskiego. Nie uważamy oczywiście, że powinno być odwrotnie. Wymarzoną przez nas sytuacją byłoby pokazanie w TVP obu filmów.